Ponoć w planie przemówienia wygłoszonego w Warszawie był zawarty fragment o polityce „wewnętrznej demokratyzacji” Rosji i możliwej współpracy z Polską w tej materii, ale Kandydat z tego wątku zrezygnował. Trudno się dziwić. Po spotkaniach z Wałęsą, Tuskiem i Komorowskim próby szukania w Polsce wsparcia dla aktywnej polityki wobec Rosji były by czystym szaleństwem.
Boleśnie odczuwamy brak polityków na miarę Jana Pawła II i Ronalda Reagana, ale i sytuacja stworzona przez Donalda T. po Smoleńsku jest bardziej wyrafinowana niż stan wojenny zaaplikowany nam przez Wojciecha J.
Czy świat dałby sobie radę z ujawnieniem zdjęć smoleńskich, które nawet administracja Obamy przekazała poufnie służbom specjalnym Donalda T., a on przez dwa lata pokazuje, że wszystkie twarde dowody katastrofy smoleńskiej mają być w ukryciu. Świat musiał się przyzwyczaić do kłamstwa o pijanym generale i zastraszonych, niedouczonych pilotach.
Widać jak świat pilnie potrzebuje nowej polityki, opartej na prawdzie. Wyborcy wszystkich krajów, w których docenia się wagę kartki wyborczej, stawiają ten wymóg swoim kandydatom, a ci próbują w pierwszym rzędzie wykazać swoją uczciwość. Tylko społeczności, które nie dorosły do demokracji stawiają na cwaniaków.
Mitt Romney, konstruując swój program wyborczy, w którym znalazł się passus o „wewnętrznej demokratyzacji” Rosji mógł zakładać, że w Ojczyźnie Jana Pawła II znajdzie polityków, dla których prawda jest wartością pozwalającą wygrywać wybory, ale srodze się zawiódł.